czwartek, 8 stycznia 2015

5 moich ulubionych animacji disneya

Tym razem wpis poświęcę filmom animowanym Disneya. Spośród całego mnóstwa filmów wybrałem 5 tych które lubię najbardziej. Oczywiście mówimy tu o kinowych filmach, nie produkcjach telewizyjnych czy wydanych bez pośrednio na VHS/DVD.
Będą to zarówno filmy tradycyjnie animowane jak i te CGI.


5 Frankenweenie (2012)
Ciekawy film Tima Burtona. Odkryłem go kilka miesięcy temu, gdy przygotowywałem prezentacje o Timie Burtonie na jedno z zajęć na studiach. Wtedy pooglądałem te filmy Burtona, których nie widziałem.
I cóż. To zdecydowanie dobry film. Zwykle amerykańskie filmy nie są w stanie mnie wzruszyć, ale tu się to udało (i to pomimo iż psy nie zbyt nie lubię). Ten film opowiedziano z uczuciem. Mamy tu wszystko co najlepsze w filmach Tima Burtona. Nie jakąś schematyczną historyjkę w stylu "Alicji w krainie czarów". Lubię styl tego twórcy i bardzo podobał mi się ten film.

4 Toy Story 1-3 (1995, 1999, 2010)
Tym razem wrzuciłem całą serie, bo ciężko mi wybrać którąkolwiek część. Sam z serią zapoznałem się od Toy Story 2 na którym byłem w kinie, potem w telewizji obejrzałem pierwszą część. No, później po parunastu latach obejrzałem trzecią. Mam dość spory sentyment do tej serii. Potrafiła być dobra nie tylko dla mnie jako 9, 10 letniego dzieciaka, ale nawet kiedy jestem dorosły znalazłem w tych filmach ciekawe rzeczy. Jak chociażby fajna fabuła, ciekawe postaci, elementy dramatu, fakt, że nie jest to klasyczna historia bohaterowie kontra ten zły. Nawet jeśli pojawiają się "złe" postaci to ich postępowanie ma sens i nie są źli, bo są odtworzeniem schematu, są źli, bo tam zaprowadziła je ich przeszłość. Naprawdę chciałbym częściej oglądać filmy animowane, które bronią się nawet oglądane w dorosłości.

3 Król lew (1994)
Może was to zdziwi, ale nie mam żadnego wywodzącego się z dzieciństwa sentymentu do tego filmu. Ani nie widziałem go w kinie, na wideo też nie, w TV tego nie puszczali. Po prostu w moim dzieciństwie nigdy nie miałem okazji tego oglądać.
Po raz pierwszy widziałem go mając 20 lat i mimo to spodobał mi się już po paru minutach. Już na pierwszej piosence miałem poczucie "tak to będzie świetny film. Już wiem dlaczego wszyscy się tym jarają i często wspominają". Fabuła była ciekawa i strawna nawet dla dorosłego. Postaci były fajne, praktycznie wszystkie postaci polubiłem, żadna mnie nie irytowała. Szkoda, że disney obecnie nie robi nic tak wspaniałego (Kraina lodu była blisko, ale w gruncie rzeczy czegoś mi w niej brakowało).

Z racji, że nie jestem w stanie wybrać który z filmów wolę bardziej i oba lubię za zupełnie inne rzeczy. Tak więc mamy dwa pierwsze miejsca.


Piękna i bestia (1991)
Tego filmu też nie było mi dane obejrzeć w dzieciństwie. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem trochę się rozczarowałem. Było po prostu kilka elementów, które myślałem, że będą wyglądać lepiej, inaczej. Jednak gdy obejrzałem ten film ponownie to stwierdziłem, że jest to jeden z moich ulubionych filmów Disneya. W żadnym innym filmie nie widziałem takiego skupienia na relacji dwójki ludzi. Co prawda przez to, że film trwa 90 minut jej rozwój pokazany jest dość szybko, ale to wszystko ma sens. Czuć emocje między postaciami, zarówno jak się nie lubią jak i w momencie gdy się do siebie zbliżają. No i postaci są fajne. Bella jest ciekawą postacią, nie jest rozkapryszoną księżniczką, co żyje w pałacu, wszystko ma pod nosem i narzeka jak jej źle. Jest osobą, która próbuje odnaleźć swoje miejsce. Bestia też jest fajną postacią, a jej wygląd pasuje zarówno do niego, gdy jest jest wściekłym potworem jak i momentów miłosnych.


Planeta skarbów (2002)
Tego filmu też nie widziałem jako dziecko. Przy czym tym razem to nie była już kwestia tego, że nie miałem do niego dostępu. Gdy ten film wychodził, ja już przestawałem się jarać kreskówkami, więc na ten film nawet nie spojrzałem. Dopiero w zeszłym roku przypomniałem sobie o nim i postanowiłem go sprawdzić.
I cóż... Jest fantastyczny. Film ma fajną fabułę, piękny świat przedstawiony pełen różnorodnych kosmitów, wspaniałe połączenie steampunku z space operą. To wszystko jest piękne, postaci są żywe i fajne (no może poza robotem, który jest denerwujący niczym Jar Jar Binks. Na szczęście pojawia się na stosunkowo krótko). No i przede wszystkim kapitanem statku jest tu istota płci żeńskiej z kotopodobnej rasy, a nie biały facet jak zwykle.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz