poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Biblioteka Jedi (2) Trylogia Thrawna

Teraz klasyka, która tak naprawdę rozpoczęła Expanded Universe. Wcześniej EU było tylko zwykłym odcinaniem kuponów od starej trylogii. Jednak w latach 90. pojawiła się trylogia Thrawna.

Trylogia Thrawna
Seria składa się z trzech tomów: Dziedzic Imperium, Ciemna strona Mocy i Ostatni rozkaz. Zostały one napisane na początku lat 90. Popularność serii spowodowała powstanie całej masy książek z uniwersum Star Wars.

Dlaczego warto to przeczytać?

1. Dalsze losy filmowych postaci
Dowiadujemy się co dalej z Hanem, Lukiem i Leią. Co działo się po bitwie O Endor, Jak toczy się dalej walka z Imperium. Timothy Zahn, który napisał tą książkę dobrze wykorzystuje filmowe postaci. Wykorzystuje potencjał jaki w nich jest.

2. Nowe postaci
W książkach pojawiają się także i nowe postaci. Autor jednak świetnie wplata je w świat sprawiając wrażenie jakby były w nim cały czas.
Tutaj po raz pierwszy pojawiły się takie postaci jak Mara Jade czy Wielki admirał Thrawn, które zyskały na tyle wielką popularność, że potem były dość często wykorzystywane w różnych innych książkach czy komiksach.

3. Fabuła
Jest ona ciekawa. Autor ładnie rozwinął świat pokazując nam zupełnie nowe miejsca. Poza tym fabuła jest wielowątkowa i raczej wszystkie wątki są interesujące.
Nowe elementy świata nie są wrzucone na siłę, mają swoją przeszłość i uzasadnienie. Gdy czytamy książkę czujemy jakbyśmy weszli do tego świata, nie jesteśmy zagubieni, ale jednocześnie mamy świadomość, że bohaterowie mają jakąś przeszłość.
Poza tym autor nie unikał pokazania emocji bohaterów, np. wątek Luke'a jest pewnym jego zagubieniem w obliczu nowego wyzwania. To sprawia, że postaci stają nam się bliższe. Zresztą nawet Imperium nie jest tu całkowicie złe. O ile w EU często przesadzano robiąc z Imperium albo bandę psychopatów, którzy z byle powodu będą bombardować miasta, albo bandę głupków, która da się łatwo pokonać. Tu tak nie ma. Imperium jest pokazane po prostu jako druga strona, bez faworyzowania, czy wartościowania.

4. Klimat
Trylogia ta dość sporo klimatu starej trylogii, jednak dorzuca tutaj coś od siebie. Rozwija świat o nowe planety, rasy, postaci. Poza tym to pierwsza historia, która otwiera nam fabułę o tym co działo się z głównymi postaciami po Powrocie Jedi. Późniejsze książki mimo iż nie zawsze nawiązują bezpośrednio to w jakiś sposób uznają pewne rzeczy, które zadziały się wcześniej.
Jeśli chcemy dowiedzieć się co wg Legendarnego kanonu działo się dalej z Lukiem, Hanem i Leią to należy zacząć właśnie tutaj.

CIEKAWOSTKI
-Tu można znaleźć fanowski audiobook całej trylogii.
-Na podstawie serii powstały komiksy, które opowiadają tą samą fabułę, jednak czyta się je znacznie gorzej niż książkę (dlatego lepiej sięgnąć po książkę).
-Fani tak pokochali tą serie, że w 2007 powstał list otwarty, aby zekranizować Trylogię Thrawna
-Był niegdyś projekt zrobienia animacji na podstawie tej serii, jednak nic z tego nie wyszło.
-Odwołanie się do Trylogii Thrawna pojawiło się w zwiastunie fanowskiej produkcji "Tales of the New Republic", która miała opierać się na motywach z książek i komiksów EU

sobota, 18 kwietnia 2015

Telewizyjna podróż przez galaktykę (1) Ucieczka w kosmos

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...
No, a właściwie w latach 90. i przez pierwszą połowę poprzedniej dekady powstało kilka ciekawych seriali s.f.. Były to sciene fiction z prawdziwego zdarzenia pełne obcych, robotów, innych planet i różnych niezwykłych rzeczy.
Zupełne przeciwieństwo współczesnych produkcji, gdzie nawet jeśli bierze się w miarę niesamowity temat to robi się z niego coś przyziemnego. Chociażby na taką manierę cierpi Defiance, w którym akcja dzieje się w jednym miejscu na ziemi czy inne seriale teoretycznie s.f., ale raczej powinny być nazywane low s.f. (bo tylko biorą drobne elementy z gatunku).

Dzisiaj wrócimy do starych dobrych czasów. Do galaktyk pełnych niezwykłych rzeczy, do kosmicznych przygód jakich nie powstydziłyby się "Gwiezdne wojny".
Wpis ten zacznie przegląd najciekawszych moim zdaniem seriali space opera. z dawnych czasów.


Ucieczka w kosmos (Farscape)
Rok produkcji: 1999-2003

Nazywam się John Crighton...
Serial opowiada o astronaucie, który podczas lotu wahadłowcem wpada do tunelu czasoprzestrzennego. Trafia do innej galaktyki pełnej różnych kosmitów. 
I ta galaktyka jest naprawdę inna. Twórcy naprawdę fajnie powkładali w fabułę różne drobnostki, które jeszcze bardziej rozbudowują ten świat. Sprawia to, że mamy wielki ciekawy świat pełen niesamowitych obcych.


....Jestem astronautą...
Serial w pewnym sensie wyprzedzał swoją epokę. Zamiast jak inne seriale tego typu, skupiać się na przygodach bohaterów, postanowiono tu się skupić na samych postaciach i relacjach między nimi. Tak samo nie jest on stricte przedstawicielem jednego gatunku, tylko łączy w sobie różne gatunki. O ile dzisiaj w serialach to w miarę normalne, ale w czasach gdy robiono ten serial tak nie było. Ten serial był prekursorem. Szedł w nową stronę. To sprawia, że serial jest wspaniały. 


Przez tunel w czasoprzestrzeni dostałem się do odległej części wszechświata...
Mamy gromadkę wyrazistych postaci różnych ras. Przy czym inna rasa nie oznacza dodania innego kształtu uszu czy nosa jak w Star Trek czy Star Gate. Kosmici są bardzo inni. Pomimo iż są robieni starymi metodami (jak w klasycznych Gwiezdnych wojnach), to są bardzo żywi i prawdziwi. Częściowo to też wynika z historii. Cała fabuła wrzuca wiele detali na temat tego świata. Budują one jego realność. Poza tym też różne rasy nie tylko różnią się wyglądem, ale też pod względami kulturowymi. Każda społeczność jest inna i bohaterowie pochodzący z nich widać, że z niej pochodzą. Po prostu widać w nich wpływy kultur w których dorastali. Takie rzeczy sprawiają , że wierzymy w ten świat. Relacje Johna z kosmitami i różne dialogi w którym nasza rzeczywistość zderza się z tą inną rzeczywistością nadają temu serialowi wyjątkowego charakteru.

                                 


...na statek.... na żyjący statek pełen dziwnych, obcych form życia...
Cały serial to jedna wielka kantyna Mos Eisley z Gwiezdnych wojen. Wszędzie masę kosmitów robionych starymi metodami. Efekty CGI ograniczone do minimum, a te które są wyglądają bardzo klimatycznie. Serial pomimo żonglowania wieloma zupełnie przeciwnymi gatunkami jak komedia czy dramat, ma swój unikalny klimat. Czasem dzieją się tu nieco szalone rzeczy, czasami dzieją się poważne dramaty, wątpliwości. 


Wzywam pomocy. Czy ktoś mnie słyszy?
Serial w przeciwieństwie do innych nie milczy przy tym, nie ucieka od emocji, czy pokazania problemów postaci (jak teraz robi się bardzo często w filmach fantastycznych/mających fantastyczne elementy). Gdy John trafia do tego innego świata, podkreśla się jego zagubienie, problemy ze zrozumieniem rzeczywistości. Dostosowanie się do tego świata jak w życiu jest długą drogą. Tak samo jak relacje między postaciami. Tutaj nie mamy tak, że postać dołącza do nich w pierwszym odcinku, a potem w 3. czy 4. ratuje pozostałym tyłki i są wielkimi przyjaciółmi. Nie, relacje są bardzo naturalne. Tak samo jak postaci. Każda z nich ma jakieś swoje wady. Każda z nich czasem musiała zrobić coś złego, albo stanąć w trudnej sytuacji. Ale pomimo tego wszystkiego serial nie jest telenowelą, czy smutnym dramatem. To nadal przygoda w stylu Gwiezdnych wojen, ale jeszcze bardziej szalona i jeszcze bardziej zagłębiająca się w postaci.

Aeryn: Dlaczego chcesz wrócić na planetę, na której szerzą się choroby i jest tyle nieszczęść?
John: Wy nie macie czekolady 
Jeśli spodobał wam się film "Strażnicy galaktyki" i chcielibyście zobaczyć coś w tym stylu to właśnie ten serial jest warty uwagi. Przy czym pierwszy sezon ma pewne słabsze momenty (zwłaszcza w środku). Zresztą pierwszy odcinek pomimo iż jest bardzo fajny też nie jest odcinkiem w stylu "robimy wszystko by cię zachęcić". Raczej skupiają się na opowiedzeniu historii. 
Warto przecierpieć gorsze momenty, bo serial jest tego wart. 

Biblioteka Jedi (1) Star Wars Republic

Na prośbę znajomej uruchamiam cykl w którym będę opowiadał o książkach, komiksach i grach komputerowych Star Wars.

Republic
Nowa trylogia Star Wars nie była co prawda tak dobra jak stara. Jednak zbudowała nowy kawałek świata Gwiezdnych wojen, który został później wykorzystany między innymi w komiksach. 
Seria o której dziś będziemy mówić na początku nazywała się Star Wars Ongoing. Od 46 numeru nadano jej nazwę Republic. 
Jest to jedna z najlepszych i najciekawszych serii komiksowych Star Wars 

Mamy czasy nowej trylogii. Rycerze Jedi muszą bronić Republiki przed różnymi zagrożeniami- konflikty polityczne, mroczni Jedi, aż w końcu pojawia się najcięższa dla nich próba... Wojny klonów.
Początki komiksu niczego nie urywają. Wręcz niektóre z pierwszych historii mogą się wydać nieco średnie. Seria zaczyna się dopiero w historii Zmrok, gdzie pojawia się rycerz Jedi Quinlan Vos. 
Jeśli jesteście niecierpliwi albo nie chce się wam szukać poprzednich komiksów to możecie zacząć od Zmroku. Innym momentem początkowym jest komiks Ofiara, gdzie historia przenosi się w czasy Wojen klonów.

Dlaczego warto to przeczytać?


1. Fabuła
Komiks ten nie jest prostym odcinaniem kuponów od filmu. Główne postaci filmowe pojawiają przez jakąś zaledwie 1/4 serii. Dzięki temu twórcy mogli nam zaprezentować nowe postaci i historie związane bezpośrednio z nimi. Sprawdza się to bardzo dobrze. Fabuła jest czasami trochę mroczniejsza i poważniejsza jak na Star Wars. Jest to dobry krok do przodu, bo dzięki temu mamy nieco ciekawsze historie. Seria odchodzi trochę od czystego podziału dobro i zło. Jeden z bohaterów balansuje na krawędzi, jest w sytuacjach, gdzie w gruncie rzeczy nie ma dobrego wyjścia. Są tu też postaci, których złe wydarzenia z przeszłości zostawiają trwały ślad na dalszym ich życiu. Oczywiście nie oznacza to, że SW zamieniono tu w jakiś smutny dramat. Pomimo tych dramatyczniejszych wątków to nadal są gwiezdne wojny, które lubimy. 


2. Postaci
Znanym w kinie motywem jest, że na jakąś obcą planetę wychodzi dwóch bohaterów plus jakiś przypadkowy gość, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Gdy przychodzi zagrożenie oczywiście ów przypadkowy gość ginie. I właściwie nie jest to, ani poruszające, ani zaskakujące, ani też oryginalne. Tutaj jednak tego w pewien sposób uniknięto. Każdy taki przypadkowy gość, który pojawia się chociaż przez chwilę jest na tyle wyraziście stworzony, że nie widzimy w nim kukły, która zaraz zginie. Widzimy w nim kolejną postać, która zginęła. To dość ciekawe, że twórcom udało sie tknąć życie nawet w pojawiające się tak krótko postaci.
A co dopiero z głównymi. Te są naprawdę ciekawe. W całej serii mamy w sumie trzy duety, które są głównymi postaciami: Ki Adi Mundi i jego padawan, Quinlan Vos i Aayla Secura oraz Obi Wan i Anakin. 
Postaciami, które najbardziej zapadają w pamięć to Vos i Aayla Secura. Są to postaci w miarę złożone, ale jednocześnie wyraziste. Pozostałe postaci są bardzo dobrze napisane i postarano się by nie były zbyt nudne. 
3. To są prawdziwe wojny klonów
Gdy fani myślą o wojnach klonów maja myśli właśnie ta serie. O ile w serialu ów konflikt został przedstawiony dość infantylnie to tutaj postarano się, aby wojna była wojną. Mamy różne historie odnoszące się do negatywnych konsekwencji wojny. I są one ciekawe. Jest tu sporo akcji, ale nie bano się wrzucić tu mądrej myśli czy trochę dramatyczniejszej fabuły.
W tych komiksach dużo się dzieje, są ciekawe pojedynki. Tak więc pomimo przejścia w poważniejsze tony to  nadal pełne blasterów i mieczy świetlnych Gwiezdne wojny, które lubimy. 

4. Ciągłość i nie ciągłość
Komiksy te przypominają strukturą serial. Wszystkie historie razem tworzą długą, ciekawą fabułę. Jednak jeśli natrafimy na którąś historie ze środka to nadal ją zrozumiemy i nadal będzie ciekawie.

5. Polskie wydania
W Polsce seria była wydawana w czasopismach: Star Wars komiks, Star Wars komiks wydanie specjalne i Star Wars komiks Extra.

Seria jest warta uwagi, zwłaszcza jeśli ktoś szuka czegoś klimatycznego w świecie Star Wars, ale będącego czymś więcej niż tylko naparzaniem się na miecze świetlne. Jest to jedna z popularniejszych serii komiksowych Star Wars.

piątek, 17 kwietnia 2015

Wyzwanie 100 filmów w 2015 roku cz.5

Filmy, które widziałem w przeciagu ostatniego tygodnia


41. Dom latających sztyletów
Miałem nadzieje, że wreszcie uda mi się znaleźć ciekawy chiński film przygodowy. Niestety, to co zobaczyłem było trochę jak omawiany w poprzedniej części "Atak klonów".
Otóż podobnie jak w drugiej odsłonie gwiezdnej sagi fabuła jest okropnie nudna, wątek miłosny sztuczny, a postaci słabo wykreowane. I tak samo jak we wspomnianym filmie scenografia i stroje wyglądają pięknie.
Ale od początku. Jak wspomniałem fabuła jest nudna. Jest prowadzona bardzo powoli, mamy tu wiele zapychaczy, które nie pokazują nam, ani postaci, ani tego świata. Są kompletnie zbędne. Przez pierwszą 1/4 filmu nie dzieje się zbyt wiele. Ekspozycja jest dość skąpa w informacje, a większość czasu zajmują zapychacze. Niektóre sceny wydają się być tylko dlatego, że ładnie wyglądają. Trochę za bardzo twórcy przesadzili z tym. Zwłaszcza, że relacje między postaciami są słabo rozwinięte.
Fabuła jest tak prosta, że w sumie zmieściłaby się w jednym odcinku serialu animowanego (czyli ok. 22 minut), a tu mamy dwie godziny, które nie zbyt dobrze wykorzystane by pomóc nam uwierzyć w tą historie. Nie ma tu jakiś absurdalnych scen, które niszczą logikę świata. Nie ma jakiś dziur w fabule, których można by się czepiać. Niestety jednak fabuła jest dość słaba przez to jak le jest opowiedziana. Gdyby inaczej rozłożyć akcenty, trochę bardziej zająć się postaciami byłby to dobry film.
3/10

42. Nieśmiertelny
Największym problemem filmu jest to jak się on zestarzał. Efekty specjalne czy sekwencje walk nie robią zbytniego wrażenia. Jednak film nadal warty jest obejrzenia. To co się broni to świetna fabuła, zrobiona z pomysłem, która jest spójną zamkniętą historią. Sam koncept nieśmiertelnych został tutaj pokazany bardzo ciekawie. W dodatku jest tu nawet krótki wątek miłosny, który pod względem emocjonalności czy fabuły bije cały "Zmierzch" i kiepskie tanie romansidła.
Postaci są ciekawe i charakterystyczne. Zwłaszcza czarny charakter, który zapada w pamięć. Jest potężny, okrutny, brak w nim empatii i współczucia.
Warto też wspomnieć o muzyce. utwory lecące w tle niestety nie zawsze dobrze podkreślają sceny akcji. Czasami ma się wrażenie, że pojedynek robiłby większe wrażenie gdyby muzyka potęgowała jego klimat, a niestety tak się nie dzieje. Jednak utwory zespołu Queen, które się pojawiają w filmie są klimatyczne i nadają filmowi charakteru.
Jeśli ktoś nie widział, warto obejrzeć.
8/10


43.Truman Show
Opowieść o człowieku, który od momentu narodzin był gwiazdą reality show. Choć sam nie miał pojęcia, że całe miasto w którym żyje to sztuczny świat wykreowany na potrzeby telewizji. Z czasem jednak odkrywa, że coś jest nie tak.
Film jest bardzo ciekawy. Poruszana jest tu tematyka programów typu reality show. I to nie tylko z punktu widzenia nieświadomego uczestnika. Mamy tu perspektywę widza, jak i twórcy programu. I co ciekawe ten ostatni nie został przedstawiony jako czarny charakter. Film ma ten plus, że nikogo nie etykietuje, pokazuje zarówno dobre i złe rzeczy w sytuacji i tym co robią postaci. Tak jak sam program z jednej strony to trzymanie głównego bohatera w fałszywym świecie. Z drugiej zaś oglądanie go daje ludziom nadzieje i widzimy, że w jakiś sposób jest im potrzebny.
Zresztą film jest wielowymiarowy, bo możemy patrzeć na ten film też jako metaforę dzisiejszego sztucznego świata.
Jest to film, który ma dobrą, logiczną fabułę i ma świetne zakończenie (choć na początku może się wydawać niepozorne to jak się nad tym zastanowić bardzo pasuje).
10/10

44. Upiór w operze
Okropny film. Byłem niesamowicie naiwny myśląc, że gościu od Batman i Robin zrobi dobry film. Zrobił najokropniejszy film jaki może być. Film w którym widać potencjał, a jednocześnie polega na podstawowych poziomach. Scenografia, niektóre połączenia widoku oper w późniejszym czasie i tym z opowieści czy przejścia są bardzo ładne. Niestety film jest okropnie nudny. Strasznie się wlecze, co jeszcze dałoby się wybaczyć, ale ten film polega na polu, który jest podstawą tej opowieści. Upiór kompletnie nie wygląda na upiora, jest zbyt ładny, zaś maska zasłania zaledwie fragment twarzy podczas kiedy odkryta część robi raczej przyjemne wrażenie. Co zabawne film kopie sam siebie, gdyż w wielu piosenkach jest odwołanie do jego wyglądu, a ten totalnie nie pasuje do owych opisów. Na przykład w utworze "Phantom of the opera" jest fraza "kto widział twoją twarz, ten poznał strach". Tyle, że wygląd upiora wcale nie sprawia byśmy w to uwierzyli. Przez to staje się to pustym frazesem.
Upiór wygląda bardziej jak ekscentryk w kawałku maski niż ktoś kto miałby wzbudzać strach w ludziach. Wygląda na to jakby twórcy starali się, aby w żaden sposób nie było w nic, co mogło by być jakieś mroczne. Już nawet nie porównuje z książką, której czytanie zacząłem. Bo nie kopie się leżącego. Jego relacje z postacią Christine też są słabo pokazane. Kompletna marnacja potencjalnie ciekawej fabuły.
Aż dziwne, że ten film ma na filmweb średnią wyższą niż Les Miserables Nędznicy, których ostatnio recenzowałem.
3/10


środa, 15 kwietnia 2015

Czytaj, kiedy recenzuje nerd czyli nędzna recenzja dobrego filmu

Co prawda w jednej z części moich wpisów o wyzwaniu filmowym napisałem parę słów o Nędznikach z 2012 roku, ale postanowiłem napisać o nim pełnoprawna recenzję.
Czym to jest?
"Les Miserables Nędznicy" to film na podstawie słynnego musicalu "Les Miserables", który powstał na podstawie książki Victora Hugo "Nędznicy". Zapewne większość z was kojarzy różne XIX-wieczne powieści, których przeczytać nie dało rady, a nawet obejrzenie filmu czy przeczytanie streszczenia było mordęgą. Stąd zapewne wielu ludzi nie obcującujących z tego typu literaturą, ani nie będąca fanem musicalu pomyśli sobie "Po co to oglądać?". Sam sobie ów pytanie niegdyś zadawałem. Jednak teraz widzę, że warto było spróbować.

Wyśniłem fabułę, cudowną fabułę
Fabuła w Nędznikach jest świetna. Żaden opis nie jest w stanie uchwycić tego jak jest ciekawa. Mamy tu Jean Valjeana, który wychodzi z więzienia po 19 latach. Podczas, kiedy jako skazany nie może znaleźć schronienia pomaga mu pewien biskup. To wydarzenia zmienia jego patrzenie na życie. Zaczyna pomagać biednym. Jednak niejaki inspektor Javert nie wierzy w jego przemianę.
Czy to wszystko?
Nie, to jeden z wątków, a tych jest dość sporo. Mamy dość dużo postaci i wydarzeń. Sama książka zresztą była grubości podobnej co biblia. W przeciwieństwie do innych adaptacji ta opiera się na musicalu, który z racji swojej długości w filmowej wersji też został nieco skrócony. Mamy tu jednak także wątki, które w innych adaptacjach były pomijane czy traktowane po macoszemu.
Ogólnie fabuła filmu jest ciekawa. Skupia się głównie wokół problemów XIX-wiecznych ludzi. Jednak jest to pokazane w sposób ciekawy, a postaci naprawdę da się polubić.
 Może nieco czasem sprawiać wrażenie zbyt szybko opowiedzianej, za bardzo skaczącej, lecz to kwestia tego iż sceniczny musical trwał nieco dłużej i trzeba było go skrócić pod filmową wersję.

Są w sercu mym
Postaci to esencja tego musicalu. Są na tyle ciekawe, że naprawdę interesuje nas co się z nimi stanie. Przynajmniej w większości. W sumie to postać Cosette jest trochę nijaka, ale z tego co słyszałem to nie tyle problem samego filmu, a ogólnie książki. Przy czym jest to jedyna postać na którą można by tu narzekać. Nawet te występujące stosunkowo krótko postaci jak Fatine są wyraziste, kiedy coś przeżywają, widać to w nich. W każdym geście czy wyśpiewanym słowie.
Wszystkie postaci są dobrze zagrane. Problem jest tylko z Javertem. Russel Crowe nie śpiewa źle tylko robi to trochę w innym stylu niż pozostali przez co ma się wrażenie, że coś nie pasuje. Jednak nie psuje to postaci.

Słuchaj kiedy śpiewa lud
Piosenki są  w większości świetne. Są tak dobre, że aż chce się ich słuchać w kółko. Już sama uwetura jest mocna i epicka, a potem znajduje się jeszcze kilka lepszych utworów. Idealnie podkreślają uczucia postaci, ukazują wydarzenia. Niestety znalazło się kilka piosenek które mnie niezbyt porwały i czekałem aż się skończą, ale były to pojedyncze przypadki. Pewnym problemem filmu jest to, że pomiędzy piosenkami mamy śpiewane kwestie, które są pewnymi połączeniami fabuły. Nie są one piosenką, raczej to zwykły dialog tylko śpiewany i to brzmi trochę sztucznie. Po prostu takie łączniki pomiędzy piosenkami spokojnie mogłyby być zwykłym dialogiem i w niczym by to nie przeszkadzało (a tak to niestety trochę przeszkadza zwłaszcza na początku, choć potem można się do tego przyzwyczaić).


To tylko parę wad
Cały film jest epcki, zrobiony z dość sporym rozmachem. Piosenki nabierają tu nowego głębszego wymiaru. Jednak twórcy w paru momentach nie do końca wykorzystali ten potencjał. Gdzie nie gdzie można było pójść trochę dalej w wizualizowaniu (zwłaszcza w piosence Eponine), ale nie jest to wielka wada. Są też drobnostki, które trochę kłują w oczy (postać śpiewa, że stoi wśród gwiazd, a na niebie żadnych nie widać). Ale są to malutkie szczególiki, bo musical jest na tyle świetny, że ciężko znaleźć w nim jakieś wielkie wady.

Jeszcze jedno
Jest to film wart obejrzenia. Nawet jeśli nigdy nie oglądaliście żadnego musicalu, nie lubicie filmów kostiumowych, ani dramatów. Bo to jest zupełnie inny film. Jest poruszający, epicki i ma świetną fabułę. Choć nie byłem do niego przekonany i nie liczyłem na to, że mi się spodoba, to pokochałem Nędzników. Obecnie dość często słucham utworów z tego musicalu.

10/10


Naprawdę polecam!

czwartek, 9 kwietnia 2015

Wyzwanie 100 filmów w 2015 roku cz.4

Kolejne obejrzane przeze mnie filmy.

32. Zakazana planeta
Pierwszy wysokobudżetowy film sciene fiction. Starzy niż Star Trek, Star Wars i Doktor Who. Był to tez pierwszy film, którego akcja działa się poza ziemią. Ciekawostką jest też to, że został on oparty na sztuce Szekspira. Oczywiście cała akcja została przeniesiona w kosmos na inną planetę.
Co do samego filmu, to ogląda się go trochę jak stare odcinki Star Treka. Całość opiera się bardziej na fabule i jej przesłaniu niż na efektownych pojedynkach czy efektach specjalnych. Scenografia jest piękna. Dzisiaj pomimo iż wszystko można zrobić komputerowo, to większość s.f. idzie w dość zwykłe, przyziemne dekoracje, albo takie które są kopiowaniem pewnego ogranego kanonu. Tutaj, w latach 50. mieliśmy naprawdę kosmiczne, niezwykłe dekoracje. Nawet jak na dzisiejsze czasy są bardzo inne i nadają kosmicznego klimatu filmowi.
9/10


33. Nędznicy (2012)
Ekranizacja musicalu na podstawie książki Victora Hugo "Nędznicy". Jest to w miarę dobrze zrealizowany musical. Niektóre głosy trochę męczą, tak samo jak niektóre dialogi zdają się być śpiewanymi na siłę. No i jest parę słabszych piosenek. Ale cała reszta jest świetna.
Ciekawa opowieść z wieloma bohaterami, która opowiada o XIX wiecznej Francji. Jest to wspaniała opowieść przedstawiona w epickim musicalu, który pomimo drobnych wad wypada świetnie. Piosenki "Jeszcze dzień", czy "Konfrontacja" wyglądają w nim świetnie. Tak samo jak świetnie przedstawiony wątek Eponiny.  Cała historia w tym musicalu wygląda świetnie, epicko. Warto przecierpieć kilka słabszych elementów, bo reszta to wynagradza.
Oczywiście ma to też swoje wady, bo niektóre momenty czy postaci jednak potrzebowałyby większej uwagi. Szkoda, że nie zrobiono na DVD jakiejś rozszerzonej wersji. 
Ale jest to warty uwagi film. 
9/10


34. Dzwonnik z Notre Dame (1997)
Film telewizyjny na podstawie powieści "Katedra Maryi Panny w Paryżu". Jest on dość średni. Nie jest to film zły, ale nie jest też dobry. Autorom tego filmu udało się zrobić rzecz wydawałoby się niemożliwą: z poważnej książki uczynili film bardziej płytki niż wersja animowana Disneya. Tak, bo o ile film Disneya na podstawie tej samej książki mimo wszystko przedstawiał bohaterów  w miarę niejednoznacznie. Nie szufladkował wszystkiego w kategoriach dobro/zło. A ten film to robi. Kościół jest tu wielkim mrocznym złem. Cyganie są przedstawieni jako ci dobrzy. Cała historia zdaje się być bardzo uproszczona i pozbawiona wszelkiej głębi. Nawet przedstawienie postaci i ich dylematów było znacznie głębsze w wersji Disneya. 
Dziwne też jest w tym filmie, że cyganie nie wyglądają zupełnie jak cyganie. Wszyscy wyglądają jak reszta mieszkańców Paryża.
Nie warto oglądać tego filmu. Lepiej puścić sobie wersje Disneya. Film nie jest zły, ale nie ma nic do zaoferowania. 
5/10

35. Zemsta geeków
Francuski film dokumentalny opowiadający o historii geeków. Od czasów kiedy słowa nerd i geek były obrażliwe do czasów, kiedy zwykli ludzie próbują pozować na geeków (np. poprzez noszenie nerdowskich okularów, które teraz są noszone w większości właśnie przez pozerów, a nie prawdziwych geeków).
Film jest dość ciekawy i przedstawia też najważniejsze momenty przełomowe kultury geeków.
Jeśli kogoś interesuje rozwój kultury geeków to warto obejrzeć.

36. Świat geeków
Kolejny francuski film dokumentalny o geekach. Przedstawia on czym charakteryzują się geecy. Mówi o ich problemach, o ich życiu codziennym.

37. Pokolenie Star Treka
To film dokumentalny w którym syn Gene Roddenberr'ego (tego, który wymyślił Star Treka) próbuje zrozumieć fenomen tego  dzieła. Wybiera się w sentymentalną podróż śladami swojego nieżyjącego ojca. 
Ten film to swego rodzaju odpowiedź na to czym właściwie jest Star Trek dla jego fanów. Plusem tego filmu jest wykorzystywanie masy archiwalnych nagrań. Jeśli ktoś zastanawiał się w czym tkwi fenomen Star Treka, to tu można znaleźć odpowiedź.

38. Miłość w świecie geeka
Film dokumentalny o szybkich randkach na Comic Conie. Dobrze zrobiony, ciekawy i w dodatku można obejrzeć go za darmo w sieci.

39. Zakazane Królestwo
Amerykańsko-chińsko-koreańskie fantasy. Dość średnie. Fabuła oklepana, wygląd świata też. Jedyne co było fajne to wygląd walk, które były dość kreatywne i świetnie by wyglądały w jakimś dobrym fantasy czy space opera. Szkoda tylko, że reszta nie wyglądała tak kreatywnie.
40. Gwiezdne wojny część 2 Atak klonów
Na tym filmie byłem w kinie w 2002 roku. W dzieciństwie oglądałem go dość często. Teraz oglądałem go ponownie. I cóż, ten film jest dość słaby. 
Zacznę od plusów. Scenografia jest na bardzo dobrym poziomie. Lokacje są bardzo fajne. Wygląd postaci, kostiumy to duże plusy. Gorzej z fabuła. Ta jest bardzo zła. To jeden z tych filmów w których wiele momentów jest przesadzonych (np. Obi Wan wyskakujący przez okno na droida). Czasami wręcz film kopie sam siebie. Tak jak mamy tu zmiennokształtną postać, która w jednej ze scen zamiast wykorzystać swoją zdolność robi coś głupiego i niedorzecznego. No i chociażby scena z młodzikami, gdzie Obi-Wan potrzebuje jakiegoś dzieciaka by stwierdzić coś co jest oczywistym wnioskiem. Padme zresztą też nie grzeszy inteligencją. W wielu momentach podejmuje tak mało logiczne decyzje, że aż człowiek się dziwi jak ktoś taki może być politykiem.
Do minusów trzeba tez zaliczyć cały wątek miłosny, który jest okropnie sztuczny.
Hrabia Dooku choć to dobra postać, to niestety pojawia się dość późno. Nie stworzono odpowiedniego napięcia i konfliktu między nim, a bohaterami. To sprawia, że film przynudza.
5/10