niedziela, 8 listopada 2015

Babilon 5 sezon 2 Nadejście cieni

Nadejście cieni
Tak nazywa się drugi sezon serialu. Już od pierwszego odcinka w pełni wynagradza przetrwanie gorszych momentów 1 sezonu. Fabuła serialu była planowana jako całość i to widać. 2 sezon to praktycznie wstęp pod kolejne wydarzenia. Praktycznie każdy odcinek jest na swój sposób ważny, a konfrontacje między stronami przechodzą do następnego etapu.

Zmieniają się też postaci. Jednej z najnudniejszych się pozbyto, a wiele innych przeżyło spore zmiany charakteru związane z wydarzeniami dziejącymi się wokół. W tym serialu nie ma postaci jednoznacznie dobrych czy złych. Jedni czasem mając dobre intencje zatracają się w agresji, inni muszą porzucić walkę i działać bardziej politycznie.
Do serialu dodano trochę humoru tu i ówdzie w mniej znaczących wątkach. Nie psuje on oglądania, raczej pozwala spojrzeć trochę z innej perspektywy na bohaterów i rozładować napięcie. To rzecz, której trochę brakowało w pierwszym sezonie.
Scenografia, kostiumy nadal świetne. Wiadomo, że seriale, zwłaszcza te stare są dość ograniczone w tym zakresie. Jednak twórcy ładnie z tego wybrnęli. Dobrze wykorzystali to co dało się zrobić, byśmy uwierzyli w te miejsca. Efekty komputerowe choć mocno sztuczne to mają swój retroklimat i dodają serialowi uroku.
Czołówka jest znacznie lepsza niż w pierwszym sezonie.
W serialu nie zabrakło tajemnic, zwrotów akcji i różnych politycznych rywalizacji. 2 sezon mocno na tym się skupia i robi to naprawdę dobrze.
9/10

poniedziałek, 26 października 2015

Babilon 5 Zjazd, Znaki i zapowiedzi

Babilon 5 jest serialem science fiction, space opera. Opowiada o stacji, która ma być niezależną przestrzenią dyplomatyczną mającą jednoczyć wszelkie rasy.

Początkiem "Babylon 5" jest jednak film Zjazd, będący pilotem serialu.

Zjazd
Film z 1993 roku jest prologiem serialu. Jeśli patrzeć na niego jak na zwykły film, to mamy dość średnią, sztampową historię. Jednak ma on swoje momenty. Służy w miarę dobrze jako wprowadzenie, bo mamy tu wiele scen, które zapoznają nas ze światem i postaciami. Jednak sama fabuła filmu jest dość słaba. Jedyny powód do obejrzenia to właśnie te sceny wprowadzające, bo one wyszły świetnie. Gdy pierwszy raz podchodziłem do serialu, sceny z filmu bardziej zapamiętałem niż te w serialu.
4/10

Sezon 1: Znaki i zapowiedzi
Sezon ten jest właściwie wstępem do serialu i w tym kryje się cała jego wada. Twórca serialu widać, że umie wymyślać całe światy, obce rasy i mnóstwo rzeczy tworzących ten świat, jednak nie idzie mu zbyt dobrze zrobienie pojedynczych odcinków, które wprowadziłyby do niego widza. Stąd też poziom sezonu jest nie równy. Zdarzają się odcinki bardzo słabe, a zdarzają się mega rewelacyjne. Czasami same odcinki trudno oceniać bo na kilka prezentowanych wątków jeden jest ciekawy, a pozostałe nudne. Najlepiej wychodzą te odcinki, które widać, że są zapowiedzią tego wokół czego będzie toczyć się akcja kolejnych sezonów. Tajemnice, które sprawiają, że aż człowiek chce sięgnąć po następny odcinek. Zazwyczaj jednak ten następny jest powrotem do mało ważnych spraw.

To co wyróżnia Babilon 5 od chociażby Star Trek DS9, to znacznie poważniejsze historie. Tu nie zawsze mamy szczęśliwe zakończenia, postaci stoją czasem przed dylematami, które faktycznie mają jakieś znaczenie i gdzie nie ma dobrej i słusznej drogi. W Babilon 5 postaci są rozbudowane, złożone. Nie ma tych dobrych, ani tych złych. Tutaj każda rasa ma coś na sumieniu. Przedstawione rasy mają swoją historię, w której nie brakowało przemocy i konfliktów zbrojnych.

Gdyby serial powstawał w dzisiejszych czasach raczej zostałby zdjęty po kilku odcinkach. Twórca "Babilon 5" nie potrafi tworzyć pojedynczych historii, które wprowadzą widza w to wszystko i chwycą go tak by nie odszedł. 1 sezon miejscami zapowiada ciekawe rzeczy, lecz gdybym nie wiedział, że kolejne sezony są znacznie lepsze to raczej bym przerwał oglądanie w trakcie.
4/10

środa, 23 września 2015

Różowe lata 70.

Jak zapewne wielu wie, jestem fanem seriali space opera. Jednak jest jeszcze jeden gatunek, który lubię i  z którego wiele widziałem. Są to seriale komediowe. Lubię je. Gdy czasem nie mam co robić odpalam Comedy central i patrzę co nadają. W ten sposób napotkałem mnóstwo seriali. Sporo z nich była dość średnia, parę słabych, ale i też trochę dobrych.

Omawiany serial początkowo robił na mnie dość słabe wrażenie do czasu kiedy nie natrafiłem na maraton jednego z sezonów. Pomimo iż na tle innych seriali nie wydawał się niczym szczególnym na tle innych przedstawicieli gatunku to jednak dialogi i postaci były na tyle dobre, że nawet nie pomyślałem o przełączeniu na inny kanał.

W ciągu ostatnich dni obejrzałem od początku do końca wszystkie sezony serialu "Różowe lata 70.".
Od początku do końca, wszystkie odcinki.

Serial opowiada o młodych ludziach żyjących w latach 70. Główne postaci są zasadniczo wielkim plusem serialu. Każda postać ma w sobie coś charakterystycznego, co sprawia, że ich interakcji z innymi są ciekawe i zabawne. Poza tym postaci się rozwijają i to w miarę konsekwentnie. To co przeżyli w jakiś sposób wpływa na nich. Poza tym twórcy prze większość czasu umiejętnie stawiali przed bohaterami kolejne wyzwania tak, by z jednej strony nie było nudno, a z drugiej są one dość realne i nie popada się tu przesadę. Płynnie jedne problemy przechodzą w drugie, nie niszcząc jednak samych postaci.

Plusem są dialogi. To jedna z ważnych elementów gatunku. I w tym serialu są one dobre. Nie jeden tekst zostaje w głowie po obejrzeniu.
Zaletą też są różne wstawki w stylu wyobrażeń bohaterów, które nawiązują do popkultury.

Oczywiście poziom serialu nie jest równy. Pierwsze 2 sezony są dobre. Dość często nawiązują one do wydarzeń lat 70. jak chociażby rosnący feminizm czy premiera "Gwiezdnych wojen". Fabuła choć często czerpie popularnych motywów to jednak robi to często w świeży sposób. Potem mamy 3 sezon, który jest dość mocno sztampowy, a serial zaczyna być po prostu kolejnym sitcomem jak wiele innych. Wiele żartów było już mniej zabawnych, fabuły były mniej przemyślane, a za to bardziej przewidywalne. Na szczęście dość mądre posunięcie twórców przy zakończeniu sezonu otworzyło furtkę do sezonu 4-tego. Już pierwszy odcinek jest interesujący, a później jest tylko lepiej. Sam finał też był ciekawy. Potem sezon 5, który trzymał poziom poprzednika. Sezony 4-5 co prawda skupiał się bardziej na postaciach niż na latach 70. jednak ponieważ postaci były dobrze napisane, to nie przeszkadzało to serialowi, a działało na jego korzyść. Niestety jak osiąga się szczyt to można tylko spaść. Szósty sezon był już słabszy od poprzedników. Nadal był to dobry serial, ale niektóre motywy, były dość kiepsko poprowadzone. I w tym sezonie mamy też moim zdaniem słaby wątek w finale sezonu. Zarówno początek jak i finał 6 sezonu nie są tak dobre jak przy poprzednich, a zakończenie tego sezonu może nawet wydawać się nieco bezsensowne. 7 sezon  kontynuował dalej historie, ale ma się wrażenie, że już twórcom troszeczkę brakowało pomysłów. Rozwój postaci i to co się z nimi wcześniej działo miało tutaj mniejsze znaczenie. Pojawiło się masa motywów z dość naciąganą logiką. Finał choć trochę poruszający i nostalgiczny to jednak patrząc z perspektywy fabuły zdawał się być kitem wciśniętym w ostatniej chwili. 8 sezon był jednak najsłabszy. Brakowało już pomysłów. Nawet odejście aktorów grających dwie z głównych postaci, nie zepsuło tak tego sezonu jak po prostu brak pomysłu na dalsze losy bohaterów. Zakończenie nie wyróżnia się zbytnio, ani na plus ani na minus. Jest tak samo miałkie jak reszta sezonu.

Wadą serialu może być poziom niektórych odcinków w ostatnim sezonie. Tak samo konsekwencja i dobre rozbudowywanie postaci ginie gdzieś w 7 sezonie. Niektóre odcinki czy żarty mogą się wydawać czasem nieco  wtórne.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Grałem w grę (1) Bioshock Infinite

Gry komputerowe mają w sobie pewien potencjał, który niestety rzadko kiedy jest wykorzystywany. Chodzi mi o sposób opowiadania opowieści. Gry często spychają fabułę na margines traktując ją tylko jako pretekst. A nawet jeśli opowiadają pełnowymiarową historie to upodabniają ją do innych mediów. Na przykład w starych RPG czy grach tekstowych fabuła była opowiadana jak w książce, głównie poprzez opisy i pojedyncze ilustracje (sam obraz pełnił bardziej funkcje pewnych umownych symboli). W dzisiejszych czasach wiele gier próbuje naśladować filmy. Jednak wychodzi to różnie.

Bioshock Infinite jest świetne jeśli chodzi o warstwę fabularną. Doskonale wykorzystuje specyfikę gry komputerowej by opowiedzieć historie. Dla niektórych wadą może być, że na aspekcie opowieści skupiono się za bardzo.  Gra ma bowiem poważną wadę: jako gra sama w sobie nie jest niczym rewelacyjnym czy innowacyjnym. Pod względem systemu rozgrywki pojawiają się pewne rażące błędy i dziwne rozwiązania. Przez to zwłaszcza pod koniec strzelanie robi się upierdliwym dodatkiem to wspaniałej opowieści. Zwłaszcza, że pod koniec większość wrogów zaczyna się powtarzać, a ci nowi nie są ciekawi, tylko bardziej irytujący. Problemem bywa to, ze w grze mamy przy sobie tylko dwie bronie. Za każdym razem jak podnosimy nową tracimy tą którą mieliśmy w ręce. Czasami może doprowadzić do tego, że podczas finału nie będziemy odpowiedniej broni i będziemy musieli powtarzać ów etap mnóstwo razy. Niestety w finale poziom trudności nagle skacze i nawet na najłatwiejszym poziomie sprawia trudności.
Fabuła może się wydawać prosta. Mamy pójść do pewnej wieży i zabrać z niej więzioną młodą dziewczynę. Jednak to sprowadza na nas kłopoty.
Może to brzmieć jak jakaś baśń, jednak pomimo pięknej nieco bajkowej grafiki i pewnych elementów fabuły, gra jest bardzo mroczna. Bajkowa stylistyka służy jako pewien kontrast z mroczniejszymi lokacjami.  Świat gry jest piękny. nie jest to jakaś fotorealistyczna grafika, ale jest bardzo ładna. Główne miejsce akcji czyli miasto Columbia jest niesamowicie piękne. W sumie nie widziałem ładniejszej lokacji w żadnej grze komputerowej. Nie dość, że mamy tu piękną architekturę, to jeszcze każdy budynek, każda lokacja ma masę różnych szczegółów. Dużo jest wszędzie różnych plakatów propagandowych czy rzeczy, które mówią nam o historii miasta.
Historia opowiedziana w grze jest w miarę sprawnie. Klimat opowieści wręcz wylewa się z ekranu. W dodatku fabuła mówi o wielu różnych rzeczach, a nawet ma porządne zwroty akcji, które mają sens. Problemem niestety jest to, iż w Polskiej wersji nie możemy zobaczyć wszystkich elementów układanki w rodzimym języku. Audiodzienniki na które natrafiamy w różnych miejscach, które mówią nam co nie co na temat świata, nie zostały przetłumaczone na język Polski. Tak samo różne plakaty czy napisy pojawiające się na elementach otoczenia. Jednak nie przeszkadza to w ukonczeniu i cieszeniu się nią.
W grze pomaga nam Elisabeth, dziewczyna, którą ratujemy z wieży. Jest to świetnie zrobiona postać. Nie dość, że ma ona dużo charakteru, to widać też, że twórcy bardzo się starali by jej zachowanie było jak najbardziej realistyczne. I udało im się to. Postać, ta zachowuje się bardzo naturalnie, że aż ciężko uwierzyć, że nie jest prawdziwa.
W dodatku twórcy znaleźli dla tej postaci dobre zastosowanie w walce. Podczas, gdy my strzelamy do hord wrogów, ona szuka amunicji i soli (coś jak mana w butelce). W dodatku jest też w stanie aktywować pewne elementy otoczenia. Postać ta jest sercem tej gry. Jej relacja z Bookerem (postać w którą się wcielamy) jest świetnie poprowadzona.

Zdecydowanym plusem fabuły jest to jak bardzo jest ona kompletna. Nie ma tu żadnych furtek do sequela. Żadnych gorzej wykorzystanych elementów fabuły. Po prostu mamy kompletną opowieść.
W momencie premiery gry nie mieliśmy w niej nic poza fabularną kampanią. Jednak z czasem pojawiły się 3 DLC do gry.

Starcie w chmrach
Pierwszym z nich było Starcie w chmurach czyli swego rodzaju tryb wyzwań, gdzie walczymy z hordami przeciwników. Każda misja ma też zadanie specjalne. Na przykład zabij wszystkich wrogów z określonej broni, albo nie strać punktów życia.
Dodatek zawiera 4 areny, które niestety są żywcem przeniesione z samej gry.
Jak wspominałem walka w Bioshocku nie była zachwycającym elementem (była wykonana na poziomie poprawnym), stąd też ten dodatek nie ma w sobie nic wielkiego i ważnego.

Pogrzeb na morzu część 1
Ten dodatek otwiera cykl dwóch dodatków wiążących Infinite z poprzednimi Bioshockami. Dla fanów tych gier jest to ciekawa rzecz. Problemem jest jednak to, że pierwsza część w gruncie rzeczy dość krótka. Całość można przejść w dwie godziny.
Dodatek jest dość drogi i jak na tak krótką grę kosztuje zbyt dużo. Na szczęście każdy, kto posiada Polską pudełkową wersje gry wszystkie trzy dodatki dostaje gratis.Na steam można wykupić dostęp do wszystkich dodatków i jest to bardziej opłacalna opcja. Zwłaszcza jak znajdziemy jakąś dobrą ofertę.
Pogrzeb na morzu część 2
Druga część jest znacznie dłuższa. Można powiedzieć wręcz, że jest trochę za długa. Fabuła powiem jest dość prosta, ale trochę za bardzo przeciągana na siłę. Warto wspomnieć, że w tym dodatku wcielamy się w Elisabeth, co ma zasadnicze wady. Po pierwsze nikt nam nie podaje amunicji, ani soli. Po drugie nie widzimy Elisabeth. Po trzecie postać ta jest znacznie słabsza w walce i wiele poziomów jest stworzonych wokół skradania.
Jest tu jeszcze więcej nawiązań do Bioshocków. Sam dodatek ma swoje plusy jednak mnie jakoś nie zachwycił. Jeśli mamy go za darmo to warto przejść, ale czy warto kupować? No tylko jeśli ktoś bardzo lubi Bioshocka.
Warto też zauważyć iż oba dodatki Pogrzeb na morzu dość mocno odchodzą od atmosfery Bioshock Infinite i trochę mi się to nie podobało. Mimo wszystko wolałbym cos bliższego głównej grze.
Choć są pewne momenty, którymi się nieźle zachwyciłem, to były też takie które mnie zamęczyły i były dla mnie już trochę zbyt przesadnie mroczne.


CIEKAWOSTKI
-Sama gra zmieniała się przez lata. W pierwszym filmiku odnośnie gry, pochodzącym z 2010 roku, Elizabeth wygląda nieco inaczej i pełni inną rolę w walce. Zamiast szukać amunicji to używa specjalnych umiejętności do walczenia z atakującymi nas wrogami.
-W 2011 pokazano filmik z rozgrywki. Żadna z tych sekwencji nie trafiła do ostatecznej gry. Warto jednak dodać, że w ów filmiku znajduje się odniesienie do Gwiezdnych wojen. W jednym z momentów widać kino z napisem Revenge of the Jedi (tytuł który miała mieć 6 część Star Wars zanim zmieniono ją w Powrót Jedi).

Gra Bioshock Infinite jako gra nie wymiata, wręcz miejscami irytuje i nudzi. Jednak jako opowieść jest naprawdę ciekawą pozycją, która może zainteresować nawet niedzielnych graczy.
Szkoda, że nie ma więcej takich gier. Chętnie zobaczyłbym opowieść z tak ciekawą fabułą wśród gier Star Wars. Niestety zamiast tego produkują Battlefronta, który nie będzie miał fabuły.
Szkoda, że twórcy gier nie dostrzegają potencjału opowiadania opowieści w nich. Sami gracze czasami mówią. "Chcesz fabuły? to obejrzyj sobie film.". Co pokazuje, że ludzie nie rozumieją, że opowieść opowiedziana w grze jest inna niż filmowa. Gra poprzez interaktywność ma większą możliwość wciągnięcia nas w opowieść.

środa, 17 czerwca 2015

Nostalgiczna telewizja (1) Europa da się lubić

Jak już zobaczyliście w moim rankingu najbardziej nostalgicznych programów telewizyjnych bardzo lubiłem program "Europa da się lubić". Mój opis zawarty w ów artykule był nieco chaotyczny, przez co postanowiłem napisać nieco więcej o tym programie.

W programie obcokrajowcy mieszkający w Polsce opowiadali o swoich krajach. Program ten wystartował w 2003 roku i miał za zadanie przybliżyć Polakom kraje europejskie.

Ze wszystkich programów jakie leciały w telewizji ten lubiłem najbardziej. Zaczęło się w 2003 roku, kiedy to przez cały miesiąc miałem nogę w gipsie. Dzięki temu zamiast chodzić do szkoły mogłem całymi dniami siedzieć przed telewizorem (internet wtedy wydawał mi się nierealnym marzeniem). Przełączając po kanałach natrafiłem na TVP2 i program "Europa da się lubić". Obejrzałem i uznałem, że jest to w miarę ciekawy program. Jednak to nie był moment, kiedy zostałem jego wielkim fanem. Nie było źle, ale to jeszcze nie był poziom, który potrafiłby mnie jakoś wciągnąć. Niby wszystko było na swoim miejscu, jednak dopiero w następnych sezonach program kompletnie rozwinął skrzydła.
Co ciekawe na zakończenie pierwszego sezonu poleciał odcinek specjalny. Nie było to nic szczególnego, po prostu zmontowane różne fragmenty z odcinków programu. Ów odcinek miał emisje tylko raz i to dość późno (Niedziela 22.45). W internecie nie ma żadnych danych o nim, nie istniał on w oficjalnym spisie jaki można było znaleźć na stronie TVP kiedyś. Na wikipedii też nie ma o nim żadnej informacji. Pamiętam oprócz pory o której leciał to, że był on dłuższy niż godzina. Na tym urywają się wszelkie moje wspomnienia o tym.

Nastał 2 sezon. Zdecydowanie program nabrał kolorów. Było znacznie ciekawiej, zabawniej i jakoś znacznie lepiej się to oglądało. Pojawiło się parę nowych osób, które nadawały programowi wiele uroku jak chociażby Elisabeth Duda czy Martina Karlova. Same odcinki miały też ciekawe tematy przewodnie.
Warto wspomnieć iż był to czas szczytu popularności programu. Jego uczestnicy zaczęli się co raz częściej pojawiać w innych programach. Latem 2004 roku był specjalny program Lato bez granic. Była to letnia modyfikacja Pytania na śniadanie, którą współprowadzili uczestnicy  z "Europa da się Lubić".

 3 sezon w sumie był fajny, ale jakoś się nie wyróżniał. Jak dla mnie był trochę słabszy. Nie wiem czy to kwestia poruszanych tematów, czy tego, że nieco rzadziej na ekranie pojawiały się osoby, które lubię najbardziej.
Z okazji 50. odcinka pojawił się benefis "Europa da się lubić". Był on bardzo słaby. Całość trochę zrealizowana bez pomysłu. Różne żarty, występy były dość nudne. Ostatnimi czasy udało mi się obejrzeć go jeszcze raz i zrobił na mnie równie negatywne wrażenie.
Kolejnym rozczarowaniem był fakt iż w wakacje 2005 roku nie było żadnych powtórek programu. Nie dość, że trzeba było czekać kilka miesięcy na nowe odcinki to nie było możliwości objerzenia ponownie poprzednich, ani zobaczenia tych, które się przegapiło. Warto wspomnieć, że program nie posiadał żadnego pasma powtórkowego, więc jeśli przegapiło się dany odcinek to można było liczyć tylko na to, że kiedyś dadzą powtórkę. A te jak były puszczane to w godzinach typu 13 w środku tygodnia i to kompletnie losowo dobierając odcinki. Tak więc możliwość obejrzenia powtórek w wakacje byłaby fajna.

Po wakacjach pojawił się kolejny sezon programu. Pasmo rozczarowań kontynuowane. Pierwszy odcinek, który nam zaprezentowano po wakacjach czyli Europa Miss był dość nudny i słaby. W dodatku zmienił się wygląd studia. Był on może i ładny, ale nie pasował do tego programu. Ten pomarańczowo-fioletowy wystrój był w programie najdłużej i gdy go ujrzałem pomyślałem sobie "Jakie to beznadziejne. Gorszego nie mogli wymyślić" (dobra rada: nigdy nie mów gorzej być nie może bo wszechświat może zrozumieć to jako wyzwanie, ale do tego wrócimy później :D )
Na szczęście kolejne odcinki 4 sezonu serialu wynagradzały słaby poziom tego pierwszego. A już dwa tygodnie po emisji tego marnego odcinka pokazano ten, który do dziś jest moim ulubionym czyli Vive la France! Był on dość zabawny, interesujący i było w nim dużo Elisabeth Duda.
To był sezon przy którym wciągnąłem się na maxa w oglądaniu programu. Jak tylko zaczynał się program rzucałem wszystko i oglądałem.
Co ciekawe w tym sezonie popularność programu spadła. Wynikało to z tym, że po wejściu Polski do Unii skończył się szał na związane z tym programy. Poza tym program był nadawany w niedzielę o 20, kiedy TVN wypuścił 2. edycje Tańca z gwiazdami. Europa da się lubić rzucano po ramówce (wrzucano go na poniedziałki 21, środy o 19).  Mówiło się nawet zdjęciu programu z anteny.

Sezon 5 był nieco słabszy. Co raz częściej poruszano tematy, które już miały swój odcinek. Zwłaszcza pod koniec tego sezonu widać było trochę więcej nudy i wtórności. Były też jasne punkty. 100 odcinek został uświęcony porządnym odcinkiem, co mnie cieszyło.
W sezonie piątym program powoli zniżał swoją formę.

Jednak był on niczym wobec szóstego sezonu. Wygląd studia przerzucił się z jednej skrajności w drugą. Po bardzo jaskrawych kolorach, teraz studio było czarne. Kompletnie nie pasowało to do rozrywkowego programu.
Poruszane tematy to głównie powtórki tego co już było. I nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt iż podobnie jak w poprzednim sezonie co raz więcej pojawiało się nowych uczestników. Ci zaś nie mieli tego czegoś, co przyciągało widza. Większość z nich była po prostu nudna.
Zwieńczeniem programu był odcinek Europa bye, bye, który został specjalnie nakręcony po tym jak ogłoszono zakończenie emisji programu. Był on pożegnaniem z programem. Dla mnie było to dość spore wydarzenie. Cieszę się, że TVP dała możliwość fanom programu pożegnać się z nim zamiast po prostu urywać go bez słowa. Było to dla mnie o tyle ważne, ponieważ pomimo niskiego poziomu programu w tym sezonie, ja nadal go oglądałem. Przyjemnie było więc zobaczyć oficjalne zakończenie, w którym pojawią się ci najbardziej znani uczestnicy.

Gdy program się kończył czułem, że nadszedł czas na koniec programu. Po prostu szósty sezon i większość piątego pokazywały, że program ten powoli upada. Jednak nie żałuje tych chwil spędzonych przed telewizorem. W owym czasie raczej byłem dość samotny. Nie wiele było rzeczy, które sprawiały mi radość. Ale ten program niezmiernie mnie cieszył. I jestem w stanie wybaczyć każdy słabszy sezon za te które były najlepsze.

Moje wypowiedzi na temat sezonów nie mają charakteru dokładnej recenzji. Wynika to z tego, iż dziś właściwie to nie da się obejrzeć tego programu. Tak, więc moje opinie opierały się głównie na wspomnieniach jakie mi zostały.

piątek, 15 maja 2015

Wyzwanie 100 filmów w 2015 roku cz.6

Ostatnio mało oglądałem filmów, więc tym razem tylko dwie krótkie recenzje


45. Megamocny
Reklamy i plakaty raczej pokazywały ten film jako komedie. Coś w stylu Shrek czy Epoki lodowcowej. Prawda jest taka, że ten film nie jest komedią.
Co prawda bierze pewne schematy, wykrzywia je i pokazuje w przerysowany sposób, ale dużo bardziej skupia się na postaciach, na ich problemach.
Fabuła nie powala oryginalnością. Większość użytych elementów już widzieliśmy jednak ten film ma ciekawe postaci i oglądanie ich problemów wciąga. Historia broni się bardziej dzięki postaciom, a nie samej fabule.
9/10

46. Zemsta Sithów
Ten film właściwie wydał mi się wspaniały tak jak kiedyś. W sumie to pomimo rozgałęzienia fabuły przedstawiono ją dość sprawnie. Nie było tu bałaganu wielu wątków jak chociażby w trzeciej części Piratów z Karaibów.
Nie jest to może film tak świetny jak oryginalna trylogia, ale jest dość blisko. Oglądając ponownie Atak klonów dostrzegałem co raz więcej problemów tego filmu i rzeczy które w nim nie wypaliły. Przy Zemście Sithów rzeczy, których można by się przyczepić są dostatecznie ukryte. O ile myśląc o filmie jak nerd, rozkładając go na czynniki pierwsze widzi się je i wygladają poważnie. Jednak w samym filmie nie rzucają się w oczy. Mimo, że można było poświęcić przejściu Anakina więcej uwagi, to jednak cała historia ma sens i jest świetnie pokazana.
W filmie mamy dość sporo pięknych planet, wspaniałe pojedynki na miecze świetlne (w dzisiejszych filmach jakoś zapomina się o tworzeniu porządnej choreografii walk). Wszystko to sprawia bardzo pozytywne wrażenie.
Ten film w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych produkcji podkreśla emocje bohaterów, umiejętnie używa wszelkich w środków wizualnych jak i dźwiękowych by nadać sceną odpowiedni klimat.
To porządne kino jakiego teraz mi brakuje.
10/10

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Biblioteka Jedi (2) Trylogia Thrawna

Teraz klasyka, która tak naprawdę rozpoczęła Expanded Universe. Wcześniej EU było tylko zwykłym odcinaniem kuponów od starej trylogii. Jednak w latach 90. pojawiła się trylogia Thrawna.

Trylogia Thrawna
Seria składa się z trzech tomów: Dziedzic Imperium, Ciemna strona Mocy i Ostatni rozkaz. Zostały one napisane na początku lat 90. Popularność serii spowodowała powstanie całej masy książek z uniwersum Star Wars.

Dlaczego warto to przeczytać?

1. Dalsze losy filmowych postaci
Dowiadujemy się co dalej z Hanem, Lukiem i Leią. Co działo się po bitwie O Endor, Jak toczy się dalej walka z Imperium. Timothy Zahn, który napisał tą książkę dobrze wykorzystuje filmowe postaci. Wykorzystuje potencjał jaki w nich jest.

2. Nowe postaci
W książkach pojawiają się także i nowe postaci. Autor jednak świetnie wplata je w świat sprawiając wrażenie jakby były w nim cały czas.
Tutaj po raz pierwszy pojawiły się takie postaci jak Mara Jade czy Wielki admirał Thrawn, które zyskały na tyle wielką popularność, że potem były dość często wykorzystywane w różnych innych książkach czy komiksach.

3. Fabuła
Jest ona ciekawa. Autor ładnie rozwinął świat pokazując nam zupełnie nowe miejsca. Poza tym fabuła jest wielowątkowa i raczej wszystkie wątki są interesujące.
Nowe elementy świata nie są wrzucone na siłę, mają swoją przeszłość i uzasadnienie. Gdy czytamy książkę czujemy jakbyśmy weszli do tego świata, nie jesteśmy zagubieni, ale jednocześnie mamy świadomość, że bohaterowie mają jakąś przeszłość.
Poza tym autor nie unikał pokazania emocji bohaterów, np. wątek Luke'a jest pewnym jego zagubieniem w obliczu nowego wyzwania. To sprawia, że postaci stają nam się bliższe. Zresztą nawet Imperium nie jest tu całkowicie złe. O ile w EU często przesadzano robiąc z Imperium albo bandę psychopatów, którzy z byle powodu będą bombardować miasta, albo bandę głupków, która da się łatwo pokonać. Tu tak nie ma. Imperium jest pokazane po prostu jako druga strona, bez faworyzowania, czy wartościowania.

4. Klimat
Trylogia ta dość sporo klimatu starej trylogii, jednak dorzuca tutaj coś od siebie. Rozwija świat o nowe planety, rasy, postaci. Poza tym to pierwsza historia, która otwiera nam fabułę o tym co działo się z głównymi postaciami po Powrocie Jedi. Późniejsze książki mimo iż nie zawsze nawiązują bezpośrednio to w jakiś sposób uznają pewne rzeczy, które zadziały się wcześniej.
Jeśli chcemy dowiedzieć się co wg Legendarnego kanonu działo się dalej z Lukiem, Hanem i Leią to należy zacząć właśnie tutaj.

CIEKAWOSTKI
-Tu można znaleźć fanowski audiobook całej trylogii.
-Na podstawie serii powstały komiksy, które opowiadają tą samą fabułę, jednak czyta się je znacznie gorzej niż książkę (dlatego lepiej sięgnąć po książkę).
-Fani tak pokochali tą serie, że w 2007 powstał list otwarty, aby zekranizować Trylogię Thrawna
-Był niegdyś projekt zrobienia animacji na podstawie tej serii, jednak nic z tego nie wyszło.
-Odwołanie się do Trylogii Thrawna pojawiło się w zwiastunie fanowskiej produkcji "Tales of the New Republic", która miała opierać się na motywach z książek i komiksów EU

sobota, 18 kwietnia 2015

Telewizyjna podróż przez galaktykę (1) Ucieczka w kosmos

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...
No, a właściwie w latach 90. i przez pierwszą połowę poprzedniej dekady powstało kilka ciekawych seriali s.f.. Były to sciene fiction z prawdziwego zdarzenia pełne obcych, robotów, innych planet i różnych niezwykłych rzeczy.
Zupełne przeciwieństwo współczesnych produkcji, gdzie nawet jeśli bierze się w miarę niesamowity temat to robi się z niego coś przyziemnego. Chociażby na taką manierę cierpi Defiance, w którym akcja dzieje się w jednym miejscu na ziemi czy inne seriale teoretycznie s.f., ale raczej powinny być nazywane low s.f. (bo tylko biorą drobne elementy z gatunku).

Dzisiaj wrócimy do starych dobrych czasów. Do galaktyk pełnych niezwykłych rzeczy, do kosmicznych przygód jakich nie powstydziłyby się "Gwiezdne wojny".
Wpis ten zacznie przegląd najciekawszych moim zdaniem seriali space opera. z dawnych czasów.


Ucieczka w kosmos (Farscape)
Rok produkcji: 1999-2003

Nazywam się John Crighton...
Serial opowiada o astronaucie, który podczas lotu wahadłowcem wpada do tunelu czasoprzestrzennego. Trafia do innej galaktyki pełnej różnych kosmitów. 
I ta galaktyka jest naprawdę inna. Twórcy naprawdę fajnie powkładali w fabułę różne drobnostki, które jeszcze bardziej rozbudowują ten świat. Sprawia to, że mamy wielki ciekawy świat pełen niesamowitych obcych.


....Jestem astronautą...
Serial w pewnym sensie wyprzedzał swoją epokę. Zamiast jak inne seriale tego typu, skupiać się na przygodach bohaterów, postanowiono tu się skupić na samych postaciach i relacjach między nimi. Tak samo nie jest on stricte przedstawicielem jednego gatunku, tylko łączy w sobie różne gatunki. O ile dzisiaj w serialach to w miarę normalne, ale w czasach gdy robiono ten serial tak nie było. Ten serial był prekursorem. Szedł w nową stronę. To sprawia, że serial jest wspaniały. 


Przez tunel w czasoprzestrzeni dostałem się do odległej części wszechświata...
Mamy gromadkę wyrazistych postaci różnych ras. Przy czym inna rasa nie oznacza dodania innego kształtu uszu czy nosa jak w Star Trek czy Star Gate. Kosmici są bardzo inni. Pomimo iż są robieni starymi metodami (jak w klasycznych Gwiezdnych wojnach), to są bardzo żywi i prawdziwi. Częściowo to też wynika z historii. Cała fabuła wrzuca wiele detali na temat tego świata. Budują one jego realność. Poza tym też różne rasy nie tylko różnią się wyglądem, ale też pod względami kulturowymi. Każda społeczność jest inna i bohaterowie pochodzący z nich widać, że z niej pochodzą. Po prostu widać w nich wpływy kultur w których dorastali. Takie rzeczy sprawiają , że wierzymy w ten świat. Relacje Johna z kosmitami i różne dialogi w którym nasza rzeczywistość zderza się z tą inną rzeczywistością nadają temu serialowi wyjątkowego charakteru.

                                 


...na statek.... na żyjący statek pełen dziwnych, obcych form życia...
Cały serial to jedna wielka kantyna Mos Eisley z Gwiezdnych wojen. Wszędzie masę kosmitów robionych starymi metodami. Efekty CGI ograniczone do minimum, a te które są wyglądają bardzo klimatycznie. Serial pomimo żonglowania wieloma zupełnie przeciwnymi gatunkami jak komedia czy dramat, ma swój unikalny klimat. Czasem dzieją się tu nieco szalone rzeczy, czasami dzieją się poważne dramaty, wątpliwości. 


Wzywam pomocy. Czy ktoś mnie słyszy?
Serial w przeciwieństwie do innych nie milczy przy tym, nie ucieka od emocji, czy pokazania problemów postaci (jak teraz robi się bardzo często w filmach fantastycznych/mających fantastyczne elementy). Gdy John trafia do tego innego świata, podkreśla się jego zagubienie, problemy ze zrozumieniem rzeczywistości. Dostosowanie się do tego świata jak w życiu jest długą drogą. Tak samo jak relacje między postaciami. Tutaj nie mamy tak, że postać dołącza do nich w pierwszym odcinku, a potem w 3. czy 4. ratuje pozostałym tyłki i są wielkimi przyjaciółmi. Nie, relacje są bardzo naturalne. Tak samo jak postaci. Każda z nich ma jakieś swoje wady. Każda z nich czasem musiała zrobić coś złego, albo stanąć w trudnej sytuacji. Ale pomimo tego wszystkiego serial nie jest telenowelą, czy smutnym dramatem. To nadal przygoda w stylu Gwiezdnych wojen, ale jeszcze bardziej szalona i jeszcze bardziej zagłębiająca się w postaci.

Aeryn: Dlaczego chcesz wrócić na planetę, na której szerzą się choroby i jest tyle nieszczęść?
John: Wy nie macie czekolady 
Jeśli spodobał wam się film "Strażnicy galaktyki" i chcielibyście zobaczyć coś w tym stylu to właśnie ten serial jest warty uwagi. Przy czym pierwszy sezon ma pewne słabsze momenty (zwłaszcza w środku). Zresztą pierwszy odcinek pomimo iż jest bardzo fajny też nie jest odcinkiem w stylu "robimy wszystko by cię zachęcić". Raczej skupiają się na opowiedzeniu historii. 
Warto przecierpieć gorsze momenty, bo serial jest tego wart. 

Biblioteka Jedi (1) Star Wars Republic

Na prośbę znajomej uruchamiam cykl w którym będę opowiadał o książkach, komiksach i grach komputerowych Star Wars.

Republic
Nowa trylogia Star Wars nie była co prawda tak dobra jak stara. Jednak zbudowała nowy kawałek świata Gwiezdnych wojen, który został później wykorzystany między innymi w komiksach. 
Seria o której dziś będziemy mówić na początku nazywała się Star Wars Ongoing. Od 46 numeru nadano jej nazwę Republic. 
Jest to jedna z najlepszych i najciekawszych serii komiksowych Star Wars 

Mamy czasy nowej trylogii. Rycerze Jedi muszą bronić Republiki przed różnymi zagrożeniami- konflikty polityczne, mroczni Jedi, aż w końcu pojawia się najcięższa dla nich próba... Wojny klonów.
Początki komiksu niczego nie urywają. Wręcz niektóre z pierwszych historii mogą się wydać nieco średnie. Seria zaczyna się dopiero w historii Zmrok, gdzie pojawia się rycerz Jedi Quinlan Vos. 
Jeśli jesteście niecierpliwi albo nie chce się wam szukać poprzednich komiksów to możecie zacząć od Zmroku. Innym momentem początkowym jest komiks Ofiara, gdzie historia przenosi się w czasy Wojen klonów.

Dlaczego warto to przeczytać?


1. Fabuła
Komiks ten nie jest prostym odcinaniem kuponów od filmu. Główne postaci filmowe pojawiają przez jakąś zaledwie 1/4 serii. Dzięki temu twórcy mogli nam zaprezentować nowe postaci i historie związane bezpośrednio z nimi. Sprawdza się to bardzo dobrze. Fabuła jest czasami trochę mroczniejsza i poważniejsza jak na Star Wars. Jest to dobry krok do przodu, bo dzięki temu mamy nieco ciekawsze historie. Seria odchodzi trochę od czystego podziału dobro i zło. Jeden z bohaterów balansuje na krawędzi, jest w sytuacjach, gdzie w gruncie rzeczy nie ma dobrego wyjścia. Są tu też postaci, których złe wydarzenia z przeszłości zostawiają trwały ślad na dalszym ich życiu. Oczywiście nie oznacza to, że SW zamieniono tu w jakiś smutny dramat. Pomimo tych dramatyczniejszych wątków to nadal są gwiezdne wojny, które lubimy. 


2. Postaci
Znanym w kinie motywem jest, że na jakąś obcą planetę wychodzi dwóch bohaterów plus jakiś przypadkowy gość, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Gdy przychodzi zagrożenie oczywiście ów przypadkowy gość ginie. I właściwie nie jest to, ani poruszające, ani zaskakujące, ani też oryginalne. Tutaj jednak tego w pewien sposób uniknięto. Każdy taki przypadkowy gość, który pojawia się chociaż przez chwilę jest na tyle wyraziście stworzony, że nie widzimy w nim kukły, która zaraz zginie. Widzimy w nim kolejną postać, która zginęła. To dość ciekawe, że twórcom udało sie tknąć życie nawet w pojawiające się tak krótko postaci.
A co dopiero z głównymi. Te są naprawdę ciekawe. W całej serii mamy w sumie trzy duety, które są głównymi postaciami: Ki Adi Mundi i jego padawan, Quinlan Vos i Aayla Secura oraz Obi Wan i Anakin. 
Postaciami, które najbardziej zapadają w pamięć to Vos i Aayla Secura. Są to postaci w miarę złożone, ale jednocześnie wyraziste. Pozostałe postaci są bardzo dobrze napisane i postarano się by nie były zbyt nudne. 
3. To są prawdziwe wojny klonów
Gdy fani myślą o wojnach klonów maja myśli właśnie ta serie. O ile w serialu ów konflikt został przedstawiony dość infantylnie to tutaj postarano się, aby wojna była wojną. Mamy różne historie odnoszące się do negatywnych konsekwencji wojny. I są one ciekawe. Jest tu sporo akcji, ale nie bano się wrzucić tu mądrej myśli czy trochę dramatyczniejszej fabuły.
W tych komiksach dużo się dzieje, są ciekawe pojedynki. Tak więc pomimo przejścia w poważniejsze tony to  nadal pełne blasterów i mieczy świetlnych Gwiezdne wojny, które lubimy. 

4. Ciągłość i nie ciągłość
Komiksy te przypominają strukturą serial. Wszystkie historie razem tworzą długą, ciekawą fabułę. Jednak jeśli natrafimy na którąś historie ze środka to nadal ją zrozumiemy i nadal będzie ciekawie.

5. Polskie wydania
W Polsce seria była wydawana w czasopismach: Star Wars komiks, Star Wars komiks wydanie specjalne i Star Wars komiks Extra.

Seria jest warta uwagi, zwłaszcza jeśli ktoś szuka czegoś klimatycznego w świecie Star Wars, ale będącego czymś więcej niż tylko naparzaniem się na miecze świetlne. Jest to jedna z popularniejszych serii komiksowych Star Wars.

piątek, 17 kwietnia 2015

Wyzwanie 100 filmów w 2015 roku cz.5

Filmy, które widziałem w przeciagu ostatniego tygodnia


41. Dom latających sztyletów
Miałem nadzieje, że wreszcie uda mi się znaleźć ciekawy chiński film przygodowy. Niestety, to co zobaczyłem było trochę jak omawiany w poprzedniej części "Atak klonów".
Otóż podobnie jak w drugiej odsłonie gwiezdnej sagi fabuła jest okropnie nudna, wątek miłosny sztuczny, a postaci słabo wykreowane. I tak samo jak we wspomnianym filmie scenografia i stroje wyglądają pięknie.
Ale od początku. Jak wspomniałem fabuła jest nudna. Jest prowadzona bardzo powoli, mamy tu wiele zapychaczy, które nie pokazują nam, ani postaci, ani tego świata. Są kompletnie zbędne. Przez pierwszą 1/4 filmu nie dzieje się zbyt wiele. Ekspozycja jest dość skąpa w informacje, a większość czasu zajmują zapychacze. Niektóre sceny wydają się być tylko dlatego, że ładnie wyglądają. Trochę za bardzo twórcy przesadzili z tym. Zwłaszcza, że relacje między postaciami są słabo rozwinięte.
Fabuła jest tak prosta, że w sumie zmieściłaby się w jednym odcinku serialu animowanego (czyli ok. 22 minut), a tu mamy dwie godziny, które nie zbyt dobrze wykorzystane by pomóc nam uwierzyć w tą historie. Nie ma tu jakiś absurdalnych scen, które niszczą logikę świata. Nie ma jakiś dziur w fabule, których można by się czepiać. Niestety jednak fabuła jest dość słaba przez to jak le jest opowiedziana. Gdyby inaczej rozłożyć akcenty, trochę bardziej zająć się postaciami byłby to dobry film.
3/10

42. Nieśmiertelny
Największym problemem filmu jest to jak się on zestarzał. Efekty specjalne czy sekwencje walk nie robią zbytniego wrażenia. Jednak film nadal warty jest obejrzenia. To co się broni to świetna fabuła, zrobiona z pomysłem, która jest spójną zamkniętą historią. Sam koncept nieśmiertelnych został tutaj pokazany bardzo ciekawie. W dodatku jest tu nawet krótki wątek miłosny, który pod względem emocjonalności czy fabuły bije cały "Zmierzch" i kiepskie tanie romansidła.
Postaci są ciekawe i charakterystyczne. Zwłaszcza czarny charakter, który zapada w pamięć. Jest potężny, okrutny, brak w nim empatii i współczucia.
Warto też wspomnieć o muzyce. utwory lecące w tle niestety nie zawsze dobrze podkreślają sceny akcji. Czasami ma się wrażenie, że pojedynek robiłby większe wrażenie gdyby muzyka potęgowała jego klimat, a niestety tak się nie dzieje. Jednak utwory zespołu Queen, które się pojawiają w filmie są klimatyczne i nadają filmowi charakteru.
Jeśli ktoś nie widział, warto obejrzeć.
8/10


43.Truman Show
Opowieść o człowieku, który od momentu narodzin był gwiazdą reality show. Choć sam nie miał pojęcia, że całe miasto w którym żyje to sztuczny świat wykreowany na potrzeby telewizji. Z czasem jednak odkrywa, że coś jest nie tak.
Film jest bardzo ciekawy. Poruszana jest tu tematyka programów typu reality show. I to nie tylko z punktu widzenia nieświadomego uczestnika. Mamy tu perspektywę widza, jak i twórcy programu. I co ciekawe ten ostatni nie został przedstawiony jako czarny charakter. Film ma ten plus, że nikogo nie etykietuje, pokazuje zarówno dobre i złe rzeczy w sytuacji i tym co robią postaci. Tak jak sam program z jednej strony to trzymanie głównego bohatera w fałszywym świecie. Z drugiej zaś oglądanie go daje ludziom nadzieje i widzimy, że w jakiś sposób jest im potrzebny.
Zresztą film jest wielowymiarowy, bo możemy patrzeć na ten film też jako metaforę dzisiejszego sztucznego świata.
Jest to film, który ma dobrą, logiczną fabułę i ma świetne zakończenie (choć na początku może się wydawać niepozorne to jak się nad tym zastanowić bardzo pasuje).
10/10

44. Upiór w operze
Okropny film. Byłem niesamowicie naiwny myśląc, że gościu od Batman i Robin zrobi dobry film. Zrobił najokropniejszy film jaki może być. Film w którym widać potencjał, a jednocześnie polega na podstawowych poziomach. Scenografia, niektóre połączenia widoku oper w późniejszym czasie i tym z opowieści czy przejścia są bardzo ładne. Niestety film jest okropnie nudny. Strasznie się wlecze, co jeszcze dałoby się wybaczyć, ale ten film polega na polu, który jest podstawą tej opowieści. Upiór kompletnie nie wygląda na upiora, jest zbyt ładny, zaś maska zasłania zaledwie fragment twarzy podczas kiedy odkryta część robi raczej przyjemne wrażenie. Co zabawne film kopie sam siebie, gdyż w wielu piosenkach jest odwołanie do jego wyglądu, a ten totalnie nie pasuje do owych opisów. Na przykład w utworze "Phantom of the opera" jest fraza "kto widział twoją twarz, ten poznał strach". Tyle, że wygląd upiora wcale nie sprawia byśmy w to uwierzyli. Przez to staje się to pustym frazesem.
Upiór wygląda bardziej jak ekscentryk w kawałku maski niż ktoś kto miałby wzbudzać strach w ludziach. Wygląda na to jakby twórcy starali się, aby w żaden sposób nie było w nic, co mogło by być jakieś mroczne. Już nawet nie porównuje z książką, której czytanie zacząłem. Bo nie kopie się leżącego. Jego relacje z postacią Christine też są słabo pokazane. Kompletna marnacja potencjalnie ciekawej fabuły.
Aż dziwne, że ten film ma na filmweb średnią wyższą niż Les Miserables Nędznicy, których ostatnio recenzowałem.
3/10


środa, 15 kwietnia 2015

Czytaj, kiedy recenzuje nerd czyli nędzna recenzja dobrego filmu

Co prawda w jednej z części moich wpisów o wyzwaniu filmowym napisałem parę słów o Nędznikach z 2012 roku, ale postanowiłem napisać o nim pełnoprawna recenzję.
Czym to jest?
"Les Miserables Nędznicy" to film na podstawie słynnego musicalu "Les Miserables", który powstał na podstawie książki Victora Hugo "Nędznicy". Zapewne większość z was kojarzy różne XIX-wieczne powieści, których przeczytać nie dało rady, a nawet obejrzenie filmu czy przeczytanie streszczenia było mordęgą. Stąd zapewne wielu ludzi nie obcującujących z tego typu literaturą, ani nie będąca fanem musicalu pomyśli sobie "Po co to oglądać?". Sam sobie ów pytanie niegdyś zadawałem. Jednak teraz widzę, że warto było spróbować.

Wyśniłem fabułę, cudowną fabułę
Fabuła w Nędznikach jest świetna. Żaden opis nie jest w stanie uchwycić tego jak jest ciekawa. Mamy tu Jean Valjeana, który wychodzi z więzienia po 19 latach. Podczas, kiedy jako skazany nie może znaleźć schronienia pomaga mu pewien biskup. To wydarzenia zmienia jego patrzenie na życie. Zaczyna pomagać biednym. Jednak niejaki inspektor Javert nie wierzy w jego przemianę.
Czy to wszystko?
Nie, to jeden z wątków, a tych jest dość sporo. Mamy dość dużo postaci i wydarzeń. Sama książka zresztą była grubości podobnej co biblia. W przeciwieństwie do innych adaptacji ta opiera się na musicalu, który z racji swojej długości w filmowej wersji też został nieco skrócony. Mamy tu jednak także wątki, które w innych adaptacjach były pomijane czy traktowane po macoszemu.
Ogólnie fabuła filmu jest ciekawa. Skupia się głównie wokół problemów XIX-wiecznych ludzi. Jednak jest to pokazane w sposób ciekawy, a postaci naprawdę da się polubić.
 Może nieco czasem sprawiać wrażenie zbyt szybko opowiedzianej, za bardzo skaczącej, lecz to kwestia tego iż sceniczny musical trwał nieco dłużej i trzeba było go skrócić pod filmową wersję.

Są w sercu mym
Postaci to esencja tego musicalu. Są na tyle ciekawe, że naprawdę interesuje nas co się z nimi stanie. Przynajmniej w większości. W sumie to postać Cosette jest trochę nijaka, ale z tego co słyszałem to nie tyle problem samego filmu, a ogólnie książki. Przy czym jest to jedyna postać na którą można by tu narzekać. Nawet te występujące stosunkowo krótko postaci jak Fatine są wyraziste, kiedy coś przeżywają, widać to w nich. W każdym geście czy wyśpiewanym słowie.
Wszystkie postaci są dobrze zagrane. Problem jest tylko z Javertem. Russel Crowe nie śpiewa źle tylko robi to trochę w innym stylu niż pozostali przez co ma się wrażenie, że coś nie pasuje. Jednak nie psuje to postaci.

Słuchaj kiedy śpiewa lud
Piosenki są  w większości świetne. Są tak dobre, że aż chce się ich słuchać w kółko. Już sama uwetura jest mocna i epicka, a potem znajduje się jeszcze kilka lepszych utworów. Idealnie podkreślają uczucia postaci, ukazują wydarzenia. Niestety znalazło się kilka piosenek które mnie niezbyt porwały i czekałem aż się skończą, ale były to pojedyncze przypadki. Pewnym problemem filmu jest to, że pomiędzy piosenkami mamy śpiewane kwestie, które są pewnymi połączeniami fabuły. Nie są one piosenką, raczej to zwykły dialog tylko śpiewany i to brzmi trochę sztucznie. Po prostu takie łączniki pomiędzy piosenkami spokojnie mogłyby być zwykłym dialogiem i w niczym by to nie przeszkadzało (a tak to niestety trochę przeszkadza zwłaszcza na początku, choć potem można się do tego przyzwyczaić).


To tylko parę wad
Cały film jest epcki, zrobiony z dość sporym rozmachem. Piosenki nabierają tu nowego głębszego wymiaru. Jednak twórcy w paru momentach nie do końca wykorzystali ten potencjał. Gdzie nie gdzie można było pójść trochę dalej w wizualizowaniu (zwłaszcza w piosence Eponine), ale nie jest to wielka wada. Są też drobnostki, które trochę kłują w oczy (postać śpiewa, że stoi wśród gwiazd, a na niebie żadnych nie widać). Ale są to malutkie szczególiki, bo musical jest na tyle świetny, że ciężko znaleźć w nim jakieś wielkie wady.

Jeszcze jedno
Jest to film wart obejrzenia. Nawet jeśli nigdy nie oglądaliście żadnego musicalu, nie lubicie filmów kostiumowych, ani dramatów. Bo to jest zupełnie inny film. Jest poruszający, epicki i ma świetną fabułę. Choć nie byłem do niego przekonany i nie liczyłem na to, że mi się spodoba, to pokochałem Nędzników. Obecnie dość często słucham utworów z tego musicalu.

10/10


Naprawdę polecam!

czwartek, 9 kwietnia 2015

Wyzwanie 100 filmów w 2015 roku cz.4

Kolejne obejrzane przeze mnie filmy.

32. Zakazana planeta
Pierwszy wysokobudżetowy film sciene fiction. Starzy niż Star Trek, Star Wars i Doktor Who. Był to tez pierwszy film, którego akcja działa się poza ziemią. Ciekawostką jest też to, że został on oparty na sztuce Szekspira. Oczywiście cała akcja została przeniesiona w kosmos na inną planetę.
Co do samego filmu, to ogląda się go trochę jak stare odcinki Star Treka. Całość opiera się bardziej na fabule i jej przesłaniu niż na efektownych pojedynkach czy efektach specjalnych. Scenografia jest piękna. Dzisiaj pomimo iż wszystko można zrobić komputerowo, to większość s.f. idzie w dość zwykłe, przyziemne dekoracje, albo takie które są kopiowaniem pewnego ogranego kanonu. Tutaj, w latach 50. mieliśmy naprawdę kosmiczne, niezwykłe dekoracje. Nawet jak na dzisiejsze czasy są bardzo inne i nadają kosmicznego klimatu filmowi.
9/10


33. Nędznicy (2012)
Ekranizacja musicalu na podstawie książki Victora Hugo "Nędznicy". Jest to w miarę dobrze zrealizowany musical. Niektóre głosy trochę męczą, tak samo jak niektóre dialogi zdają się być śpiewanymi na siłę. No i jest parę słabszych piosenek. Ale cała reszta jest świetna.
Ciekawa opowieść z wieloma bohaterami, która opowiada o XIX wiecznej Francji. Jest to wspaniała opowieść przedstawiona w epickim musicalu, który pomimo drobnych wad wypada świetnie. Piosenki "Jeszcze dzień", czy "Konfrontacja" wyglądają w nim świetnie. Tak samo jak świetnie przedstawiony wątek Eponiny.  Cała historia w tym musicalu wygląda świetnie, epicko. Warto przecierpieć kilka słabszych elementów, bo reszta to wynagradza.
Oczywiście ma to też swoje wady, bo niektóre momenty czy postaci jednak potrzebowałyby większej uwagi. Szkoda, że nie zrobiono na DVD jakiejś rozszerzonej wersji. 
Ale jest to warty uwagi film. 
9/10


34. Dzwonnik z Notre Dame (1997)
Film telewizyjny na podstawie powieści "Katedra Maryi Panny w Paryżu". Jest on dość średni. Nie jest to film zły, ale nie jest też dobry. Autorom tego filmu udało się zrobić rzecz wydawałoby się niemożliwą: z poważnej książki uczynili film bardziej płytki niż wersja animowana Disneya. Tak, bo o ile film Disneya na podstawie tej samej książki mimo wszystko przedstawiał bohaterów  w miarę niejednoznacznie. Nie szufladkował wszystkiego w kategoriach dobro/zło. A ten film to robi. Kościół jest tu wielkim mrocznym złem. Cyganie są przedstawieni jako ci dobrzy. Cała historia zdaje się być bardzo uproszczona i pozbawiona wszelkiej głębi. Nawet przedstawienie postaci i ich dylematów było znacznie głębsze w wersji Disneya. 
Dziwne też jest w tym filmie, że cyganie nie wyglądają zupełnie jak cyganie. Wszyscy wyglądają jak reszta mieszkańców Paryża.
Nie warto oglądać tego filmu. Lepiej puścić sobie wersje Disneya. Film nie jest zły, ale nie ma nic do zaoferowania. 
5/10

35. Zemsta geeków
Francuski film dokumentalny opowiadający o historii geeków. Od czasów kiedy słowa nerd i geek były obrażliwe do czasów, kiedy zwykli ludzie próbują pozować na geeków (np. poprzez noszenie nerdowskich okularów, które teraz są noszone w większości właśnie przez pozerów, a nie prawdziwych geeków).
Film jest dość ciekawy i przedstawia też najważniejsze momenty przełomowe kultury geeków.
Jeśli kogoś interesuje rozwój kultury geeków to warto obejrzeć.

36. Świat geeków
Kolejny francuski film dokumentalny o geekach. Przedstawia on czym charakteryzują się geecy. Mówi o ich problemach, o ich życiu codziennym.

37. Pokolenie Star Treka
To film dokumentalny w którym syn Gene Roddenberr'ego (tego, który wymyślił Star Treka) próbuje zrozumieć fenomen tego  dzieła. Wybiera się w sentymentalną podróż śladami swojego nieżyjącego ojca. 
Ten film to swego rodzaju odpowiedź na to czym właściwie jest Star Trek dla jego fanów. Plusem tego filmu jest wykorzystywanie masy archiwalnych nagrań. Jeśli ktoś zastanawiał się w czym tkwi fenomen Star Treka, to tu można znaleźć odpowiedź.

38. Miłość w świecie geeka
Film dokumentalny o szybkich randkach na Comic Conie. Dobrze zrobiony, ciekawy i w dodatku można obejrzeć go za darmo w sieci.

39. Zakazane Królestwo
Amerykańsko-chińsko-koreańskie fantasy. Dość średnie. Fabuła oklepana, wygląd świata też. Jedyne co było fajne to wygląd walk, które były dość kreatywne i świetnie by wyglądały w jakimś dobrym fantasy czy space opera. Szkoda tylko, że reszta nie wyglądała tak kreatywnie.
40. Gwiezdne wojny część 2 Atak klonów
Na tym filmie byłem w kinie w 2002 roku. W dzieciństwie oglądałem go dość często. Teraz oglądałem go ponownie. I cóż, ten film jest dość słaby. 
Zacznę od plusów. Scenografia jest na bardzo dobrym poziomie. Lokacje są bardzo fajne. Wygląd postaci, kostiumy to duże plusy. Gorzej z fabuła. Ta jest bardzo zła. To jeden z tych filmów w których wiele momentów jest przesadzonych (np. Obi Wan wyskakujący przez okno na droida). Czasami wręcz film kopie sam siebie. Tak jak mamy tu zmiennokształtną postać, która w jednej ze scen zamiast wykorzystać swoją zdolność robi coś głupiego i niedorzecznego. No i chociażby scena z młodzikami, gdzie Obi-Wan potrzebuje jakiegoś dzieciaka by stwierdzić coś co jest oczywistym wnioskiem. Padme zresztą też nie grzeszy inteligencją. W wielu momentach podejmuje tak mało logiczne decyzje, że aż człowiek się dziwi jak ktoś taki może być politykiem.
Do minusów trzeba tez zaliczyć cały wątek miłosny, który jest okropnie sztuczny.
Hrabia Dooku choć to dobra postać, to niestety pojawia się dość późno. Nie stworzono odpowiedniego napięcia i konfliktu między nim, a bohaterami. To sprawia, że film przynudza.
5/10